Styczniowy Chillbox nadszedł w samą porę – czułam już wewnętrzny pociąg do nowych produktów kosmetycznych. Tym razem wewnątrz kartonowego pudełka znalazłam 3 produkty kosmetyczne i 3 niekosmetyczne.
Rozpoczynając od produktów niekosmetycznych, jako pierwsze zobaczyłam kakao w iście bajkowym, muminkowym opakowaniu. Myślę, że zmienię nawyki i wieczorami, zamiast herbaty, będę popijać kakao. Za puszkę mieszczącą 300 gram produktu trzeba zapłacić 29,99 zł.
Myślę, że wprowadzanie nawyku zacznę od zaraz. 😉

Kolejną niekosmetyczną niespodzianką była książka: Agencja Modelek Eileen Ford – Robert Lacey. Propozycja Chillboxa całkowicie trafia w mój gust. Zaznaczam, że przed wysyłką boxa można wybrać, jaki rodzaj książki chcecie dostać.
Cena podana na książce to 44,90 zł. Niebawem rozpoczynam czytanie, ale czy po lekturze wciąż będę tak optymistycznie nastawiona… Cóż, poczytamy, zobaczymy. 😉

Noworoczne postanowienia także muszą mieć swoje miejsce – najlepiej w nowym, kocim notesie. Z racji tego, że w środku znajduje się papier w linie, notes prawdopodobnie najlepiej posłuży jako pamiętnik lub inna podobna mu forma. Za notes Kot Simona producent każe sobie zapłacić 28,18 zł. Dla kocich fanów jak znalazł!

Ekipa Chillboxa już przed wysyłką zapowiadała, że w środku znajdzie się produkt marki Mr. Scrubber. Ogromnie cieszę się, że trafiło akurat na peeling – z chęcią wykorzystam gotową mieszankę kawową. Jako że niemal od roku codziennie sumiennie wykonuję masaż ciała szczotką z naturalnego włosia, peeling zużyję do stóp – im też się należy! Opakowanie mieszczące 30 g to równowartość 11 zł lub kilku wypitych filiżanek kawy, o ile stawiacie na domową produkcję peelingu kawowego. 🙂

Maski Venetian Carnival są mi całkiem dobrze znane. Wersję nawilżająco-kojącą i przeciwzmarszczkowo-odżywczą już testowałam, a opcja rozświetlająco-rozjaśniająca czeka na użycie. W związku z tym, maseczką obdarzę inną posiadaczkę cery poszarzałej i wymagającej rozświetlenia, a swoje wrażenia opiszę niebawem. Koszt maski to 15 zł, ale często jest na promocji w cenie 2,90 zł(!).

Na koniec zostawiłam sobie najlepsze – serum rewitalizujące z wit. A+E+C vitao marki Go Nature. Jeszcze nie ochłonęłam i walczę ze sobą, żeby przypadkiem nie otworzyć opakowania. Jedyne, co mnie hamuje, to fakt, że dopiero co otworzyłam jedno serum, więc to musi poczekać. Ech! – będzie ciężko.
Za 30 ml serum na bazie ekstraktu z kawy, oleju z awokado, marchwi i rokitnika trzeba zapłacić 89,99 zł. Na pewno nie powstrzymam się przed opisaniem swoich wrażeń z użytkowania, to tylko kwestia czasu. 😉

Po rozpakowaniu zawartości, czułam mały niedosyt… Nasuwało się tylko jedno pytanie: Chillbox, a gdzie herbata?! No właśnie, dokładnie tego zabrakło mi w boxie. 😀
Poza tym, każdy produkt z chęcią wykorzystam, wypiję lub przeczytam. Szczególnie ciekawa jestem serum rewitalizującego, peelingu i książki.
Za box zapłaciłam 84 zł (bez wysyłki), a jego łączna wartość to 219,06 zł.

Czy ja dobrze widzę, że dostałaś peeling TESTER?
Tak, zgadza się. 🙂
AA czy testery przypadkiem nie powinny być gratisem? Nie taka jest idea testerów? Bo jak dla mnie tester to próbka, a nie pełnowymiarowy produkt.
Bardzo się cieszę, że zrezygnowałam z ich subskrypcji. To był dobry wybór.
Całą wartość boxa podliczam na podstawie karty dodanej do pudełka, gdzie peeling nie widnieje jako gratis, a jako miniatura. Jednak nawet uznając peeling za dodatek i nie wliczając go w ostateczną kwotę, to wartość boxa wciąż przekracza 200 zł. Ja jestem zadowolona z subskrypcji Chillboxa, ale subskrybowałam też pudełka innych marek i wiele razy byłam zawiedziona. Każdy znajdzie coś dla siebie. 🙂