Grudzień przyszedł w delikatnie jesiennym wydaniu, a wraz z nim wiele z nas wyciągnęło ręce po… nie, nie, nie po gorącą czekoladę, to później – po kalendarze adwentowe!
Muszę wyznać, że to mój debiut w kategorii kalendarzy adwentowych. Jeszcze nigdy – nie żartuję, nigdy nie wyjadałam czekoladek, nie kolekcjonowałam przypraw i nie wyciągałam kosmetyków z kalendarza. Mój pies także nie, mimo że psie kalendarze także oglądałam.
Zdecydowałam się na kalendarz adwentowy skomponowany przez ekipę Chillboxa. Ich comiesięczne boxy kosmetyczne zachwyciły mnie na tyle, że do kupna kalendarza nie musieli mnie długo przekonywać.
W środku znajdziemy 24 czerwone woreczki wypełnione 16 kosmetykami i 8 nie-kosmetykami. Woreczki nie prześwitują – to sprawdzone info. W szaleństwie przedadwentowym próbowałam przejrzeć je choć odrobinę, ale nie ma co się łudzić – ekipa Chillboxa przewidziała takie nieczyste zagrania.
Box z niespodziankami w czerwonych woreczkach kosztował 249 zł, a jego wartość zostanie przekroczona o co najmniej 100 zł.
Jak to mówią, pożyjemy, zobaczymy. A tymczasem bądźcie pewne – nie odmówię sobie przyjemności opisania zawartości na blogu!