W lutym Chillbox zapowiadał się romantycznie i aromaterapeutycznie. W pudełko znalazło się 9 produktów, w tym tylko jedna miniaturka! Kto jeszcze nie wie, co znalazło się w boxie lub kto wie, ale chce poznać więcej szczegółów – zapraszam!

Książka, którą wybrałam po opisie, to Poliglotyczni Kochankowie – L. Wolff. Po pierwszym zdaniu z tyłu okładki („Max Lamas marzy o kochance, która będzie mówić we wszystkich znanych mu językach…”) wiedziałam, że może to być pozycja czytelnicza, która przypadnie mi do gustu.
Cena książki, która widnieje na okładce, to 37,90 zł. Swoją drogą, dopiero teraz zauważyłam, że na okładce są meduzy. Zapowiada się tym bardziej ciekawie. 😉

Laq – mus do mycia twarzy nawilżający – produkt, który sama chciałam sobie kupić po tym, jak pozytywne opinie na jego temat obiegły internetowy, kosmetyczny świat. Chillbox mnie ubiegł – otrzymałam wersję nawilżającą z dodatkiem masła shea. Testy rozpocznę za jakiś czas, gdy tylko wykończę aktualnie stosowaną piankę.
Koszt małego, różowo-białego słoiczka to 17,99 zł.

Love Nature – przyprawa z płatkami chabru – dodatek z kategorii romantycznych. Jak wyczytałam na karcie dołączonej do pudełka Chillbox, jadalne kwiatki mogą być idealnymi afrodyzjakami, rozpalającymi nasze zmysły. Brzmi ciekawie. Testy rozpocznę z dozą niepewności i ostrożności, jako że nie należę do fanek ostrych przypraw. Już ich niewielki dodatek wywołuje u mnie masę łez, dlatego obawiam się, że przyprawa może wywołać u mnie rozpalenie nie tych zmysłów, co trzeba. 😉
Za opakowanie – skądinąd – przepięknie wyglądającej przyprawy, trzeba zapłacić 6,99 zł.


Mokosh – odżywczy eliksir do ciała – produkt, który intrygował mnie od dłuższego czasu. Ogromnie cieszę się, że niebawem będę mogła rozpocząć jego testy. Jak w przypadku każdej formuły olejowej, zastanawiam się, czy i moje włosy mogłyby skorzystać z odżywczego eliksiru. Zdecydowanie sprawdzę.
Za szklane opakowanie z pipetą wypełnione eliksirem, producent każe sobie zapłacić 69 zł.

Bio Agadir – woda różana – pierwsza i jedyna w tym boxie miniatura mieszcząca 10 ml produktu. Wodę różaną lubię, dlatego chętnie skorzystam z propozycji marki Bio Agadir. Po przeliczeniu, cena miniatury to 5,99 zł.
Eden – olejek zapachowy – dodatek, który – napiszę, posiłkując się kartą dodaną do boxa – wypieści nasze zmysły. Lubię otaczać się pięknymi zapachami, dlatego nie mogę doczekać się pierwszego użycia olejku. Jego cena to 4,99 zł.

Sally’s Box – Loverecipe Pomegranate Mask – maski z charakterystycznymi grafikami widywałam już w różnych drogeriach internetowych, ale za każdym razem rezygnowałam z ich zakupu. Tym razem Chillbox znów mnie wyręczył. 🙂 Lubię dodatek granatu w kosmetykach do włosów, więc może i moja skóra twarzy na nim skorzysta.
Koszt maseczki z ekstraktem z granatu to 7,99 zł.

Bebevisa – gąbka konjac – po raz kolejny zostałam wyręczona przez ekipę pudełka Chillbox. Nie tak dawno temu na Instagramie prowadziłam rozważania, czy zdecydować się na zakup gąbki konjac czy też nie. Zakup odłożyłam w czasie – i dobrze!
Za gąbkę w kształcie łezki trzeba zapłacić 16,99 zł.

Bioderma – Sensibio H2O – chusteczki pielęgnacyjne dla cery wrażliwej – ostatni produkt, jak informuje ekipa Chillboxa, to prezent od marki. Dość sceptycznie podchodzę do prezentów od marki dodawanych do pudełek z kosmetykami, bo zwykle ich tata ważności pozostawia wiele do życzenia. W tym przypadku data ważności upływa wraz z końcem marca tego roku. Cóż, za taki prezent to ja dziękuję.
Za 25 chusteczek nasączonych kultowym płynem micelarnym Sensibio H2O, producent każe sobie zapłacić 34,90 zł.

Podsumowując: za box trzeba zapłacić 89 zł bez przesyłki, za to jego zawartość wynosi około 167,84 zł (do tej kwoty nie wliczyłam chusteczek marki Bioderma).
Z zawartości w większości jestem zadowolona – chętnie wykorzystam mus do mycia twarzy, eliksir do ciała, maseczkę do twarzy i gąbkę konjac. Do przyprawy, choć uważam ją za przyjemny dodatek, podchodzę z rezerwą. W boxie zabrakło mi herbaty. Książka, maska do twarzy i herbata to dla mnie stałe komponenty pudełka Chillbox, a tutaj jednego z nich zabrakło.
Marcowy Chillbox zapowiada się wiosennie i już nie mogę się go doczekać. Tymczasem, dla przypomnienia, mogę zaprosić Was na recenzję edycji styczniowej. 😉
