Nie ma nic lepszego niż zakupy kosmetyczne poczynione w piątek 13-tego. Jak na kobietę przystało, udałam się do drogerii DM w celu rozeznania się w asortymencie Lavery, ale ostatecznie wyszłam stamtąd z czymś całkowicie innym, ale nie mniej przydatnym.
Zaczynamy!

Maseczki do twarzy w płachcie Balea bardzo lubię, dlatego mile witam każdą limitowaną edycję. Nad wersją podwodną zastanawiałam się dość długo, ale ostatecznie uznałam, że od dziecka noszę w sobie pokłady Arielkowej energii i jak jednego wieczoru będę mogła dać jej ujście, to nic złego się nie stanie.
Jedna sztuka maski w płachcie kosztowała 0,95 euro.

Nad maską w płachcie z wizerunkiem pingwinka nie musiałam się długo zastanawiać. Liczę na to, że zarówno wersja pinginkowa, jak i podwodna, będą miały kremową esencję, czyli taką, jaką lubię w tych maskach.
Za tę wersję maski w płachcie zapłaciłam 1,95 euro.
Obie maski będą musiały trochę poczekać na zużycie, ale obu równie mocno nie mogę się doczekać!

Zakupy w DM często kończą się u mnie powiększeniem zasobów w kategorii pielęgnacji ciała. Masła do ciała Alverde lubię lub bardzo lubię, w zależności od wersji zapachowych. Tej z aloesem i olejkiem jojoba jeszcze nie miałam, ale już nadrabiam zaległości.
Mały słoiczek zawierający 200 ml masła to koszt 2,95 euro.

Na sam koniec zostawiłam sobie zestaw prezentowy z pielęgnacją Alverde. W środku znajduje się krem do rąk, balsam do ciała oraz żel pod prysznic o zapachu wunder winter. Spodziewam się zapachu ciepłego, otulającego, z domieszką mroźnych podtonów. Ale nie obrażę się, jeśli wyczuję tam pomarańczę. Czy goździki. Może grzane wino…
Zestaw mieszczący trzy produkty kosztował 4,95 euro.

Zakupy uważam za bardzo udane, pielęgnacja jest u mnie zawsze mile widziana.
Teraz pozostaje mi tylko oczekiwać na kolejne limitowanki w DM!
