Denko kosmetyczne w minionym miesiącu uważam za naprawdę pokaźne. Pierwszą część denka możecie już zobaczyć na stronie, a dziś zapraszam Was na kontynuację wywodu o zużyciach. 🙂

Alverde – Wunder Winter – żel pod prysznic – chętnie do niego wrócę.

Clean&Clear – głęboko oczyszczający rozgrzewający peeling – kupiłam go w osiedlowym sklepiku z czystego sentymentu. Ostatecznie zużyłam do peelingowania stóp w okresie jesienno-zimowym. Peeling rozgrzewał dość intensywnie, a drobinki cukru przyjemnie masowały skórę. Do twarzy – nie polecam. Nie wrócę już do niego, w tym przypadku wolę peelingi kawowe przygotowywane samodzielnie w domowym zaciszu.

Bio Agadir – serum anti-age – próbka 5 ml wystarczyła mi na kilka (kilkanaście) użyć, które zachęciły mnie do kupna opakowania pełnowymiarowego. Początkowo miałam obawy, że serum olejowe będzie zapychające i nie będzie wchłaniało się w skórę – w tym przypadku skóra jest nawilżona, gładka i nie jest lepiąca. Ja zostałam przekonana!

Iwostin – Solecrin – krem ochronny z filtrem SPF 50 – w okresie jesienno-zimowym to przyjemny krem, który spokojnie możemy nałożyć w większej ilości. Jeśli nakładacie filtr na krem, to ostrzegam, że nie z każdym kremem się zgrywa. Bywały takie przypadki, że warzył mi się na skórze, ale nałożony na dobrą kremową bazę chroni bez zarzutu. Nie wrócę już do niego – rozglądam się za innym ulubieńcem.

Biotaniqe – kojący krem nawilżający – nie wrócę już do niego.

Organique – My Pleasure – krem do rąk – to, co wyróżnia ten produkt, to przepiękny orientalno-kokosowy zapach. Zdecydowanie umilał mi stosowanie. Nawilżał skórę do kolejnego mycia rąk, a w przypadku bardzo mocno przesuszonej skóry aplikowałam go dwukrotnie. Chętnie wróciłabym do tego kremu, głównie ze względu na zapach.

Maybelline – matowa pomadka – 904 Vivid Rose – intensywny, mocno napigmentowany róż z neonowym dodatkiem. Swego czasu należała do moich ulubieńców, teraz wolę nieco bardziej zgaszone odcienie.

Skin79 – Shiny Star – maska w płachcie – chętnie do niej wrócę.
Skin79 – Rising Sun – maska w płachcie – raczej do niej nie wrócę.
Korean Energy – plasterki na nos głęboko oczyszczające – miałam kilka saszetek i raz byłam zadowolona, a innym razem niespecjalnie. Mam jeszcze kilka w zapasie i z uwagi na niską cenę (2,49 zł), pewnie jeszcze do nich wrócę.

Tołpa – maska czarny detox i enzymatyczna maska z glinkami – do obu chętnie wrócę.
Dermika – czarujący piątek – maseczka przed randką – chętnie do niej wrócę.

Dary Natury – herbatka zodiakalna – ziołowa i bardzo smaczna. Niestety, Wodnik to nie mój znak zodiaku, ale zaopatrując się w tę herbatę z okazji czyichś urodzin, na pewno dokupię też tę spod mojego znaku zodiaku.
Lipton – zielona herbata Earl Grey i zielona herbata Malina i Truskawka – bardzo smaczne, bez posmaku charakterystycznego dla zielonej herbaty. Smak dobrze wyważony, chętnie do nich wrócę.
Westminster – Pfefferminze – jeśli chodzi o miętę, to aktualnie mój ulubieniec i często do niej wracam.

Uff! Po tym obszernym denku, mogę powiedzieć tylko jedno: nareszcie (pora na zakupy)! Z moich kosmetycznych zasobów zniknęła całkiem spora część, dlatego – dla równowagi – niebawem pokażę zakupy, jakie poczyniłam w styczniu.
A tymczasem idę zorganizować miejsce, które powstało po zużytych produktach! 😉